Monotonność powoli skradała się do mojego życia. Dzielnie trzaskałam jej
drzwiami przed nosem coraz to wynajdując nowe sposoby na spędzanie
wolnego czasu. Dziś padło na zapuszczenie się w jak dotąd nie znane mi
tereny. Pogoda iście letnia. Słońce zawzięło się na nas - małe bezbronne
istoty i ewidentnie próbuje nas usmażyć, dobrze, że nie wie o istnieniu
oleju inaczej wszyscy dawno bylibyśmy wilczymi frytkami, mmm brzmi
smakowicie! Oprócz słońca co jakiś czas pojawiał się przyjemny wietrzyk,
przynajmniej on dzielnie stoi po naszej stronie. Towarzystwa
dotrzymywały mi jedynie ptaki śpiewające swoje koncerty, przeskakiwały z
drzewa na drzewo goniąc się na wzajem. Szłam wolno, nigdzie mi się nie
śpieszyło a temperatura zdecydowanie nie ułatwiała, a do tego dróżka był
bardzo nieprzyjemnie piaszczysta - ohhh Jay ostatnio strasznie
wybrzydzasz. Rozglądałam się na boki coby nie przeoczyć nic ciekawego
niestety jak dotąd udało mi się nie przeoczyć jedynie załatwiającej się
sarny, mogłam to sobie oszczędzić. W sumie gdyby nie to, że nie dawno
jadłam może skusiłabym się na małe polowanko, ale komu chciałoby się
rzucać w szaleńczy bieg w taką pogodę? Podejrzewam, że ofiara sama by
się napatoczyła. Szłam tak, zatracona w swoim świecie, myśląca o
niebieskich migdałach, marząca o lepszym życiu i jakimś ciekawym
stanowisku w watasze, ot tak po prostu. Czasem sobie lubię
podkoloryzować życie, ba! Czasem nawet muszę, żeby się totalnie nie
załamać. I może dalej wyobrażałabym sobie moje wyidealizowane życie
gdyby do moich nozdrzy nie dotarł obcy zapach. Wilk. Zdecydowanie.
Zaintrygowana czymś zupełnie nowym niewiele myśląc pognałam w
poszukiwaniu źródła zapachu. Zatrzymałam się dopiero w okolicy krzaków,
które były jedyną rzeczą oddzielającą mnie od obcych wilków. Tak,
wilków. Był to bardzo masywny, tęgi basior i wyglądająca przy nim jak
mrówka wadera o szkarłatnym futrze. W głowie zapaliła mi się lampka.
Alfa wspominała coś o jakichś wygnanych wilkach, podobno kilka z nich
stworzyło paczkę i starają się stworzyć własną watahę. Jakoś tak jej
opis pasował do opisu jednej z wader. W pewnym momencie basior odwrócił
się w moją stronę, musiałam o coś zahaczyć. Cho.lera! Jak zwykle! Wadera
jednak nie była taka chętna do rozmowy ze mną i chyba uznała, że jestem
alfą bo zniknęła aż się za nią kurzyło. Wyszłam zza krzaków.
-Kolejna wadera - jakoś bardziej zabrzmiało to jako stwierdzenie, nie
był szczególnie zdziwiony, ani przestraszony, no ale ktoś takiej postury
jak on nie ma się czego bać stojąc przed takim chudzielcem jak ja.
Obejrzał się w tył. - A gdzie tamtą wywiało? No nic. Może ty coś wiesz o
tej tu watasze? Bo jak mniemam to do niej należysz.
Wpatrywał się we mnie swoimi oczami, w sumie nie jestem w stanie określić nawet ich koloru, były po prostu ciemne.
- Należę, ale wiele się ode mnie nie nasłuchasz - odparłam - Jestem tu
zaledwie kilka dni, więc mogę cię jedynie zaprowadzić do Alfy - aż wstyd
przyznać, że i z tym miałabym problem. A do watahy to tu w lewo, a nie,
nie , nie! To w prawo, a może jednak...
<Dannyl? C:>
0
Prześlij komentarz